Zdawało się, że jedziemy w kierunku południowo-zachodnim przez wschodnie Niemcy. (02.07.1942 r.-od tłumacza). Po przebyciu szacunkowo ok. 200 km, pociąg zatrzymał się późnym popołudniem na maleńkim, nieskazitelnie czystym dworcu. Na tablicy widniał napis „Bolkenhain” .SS-mani wysiedli i kazali nam się ustawić na dworcu. Około czterdziestoletnia kobieta śmiało podeszła do SS-manów i przedstawiła się jako kierowniczka obozu. Jej pierwszy rozkaz w stosunku do nas zagrzmiał: Achtung!. Przyjęłyśmy postawę zasadniczą i lustrowałyśmy kobietę, która miała być za nas odpowiedzialna. Z twarzą i szczęką buldoga wyglądała na silną i nieustępliwą. Jej włosy były uczesane w przylegające fale, nosiła też żałobę. Zostałyśmy policzone i poprowadzone przez małe miasteczko. Było górzyste i przypominało mi Bielsko-Białą. To była więc ojczyzna narodowych socjalistów. Ludzie wpatrywali się w nas, jakby nie mogli uwierzyć, że byłyśmy ludzkimi istotami. Dzieci zabierano z ulicy. Kiedy przechodziliśmy jakaś młoda blondynka podlewała kwiaty przy otwartym oknie. Przerwała swoje zajęcie i wpatrywała się w nas szeroko otwartymi oczami. Przyszło mi do głowy, że być może nie widziała nigdy Żyda. Wyrosła pod panowaniem narodowych socjalistów i traktowała nas jak potwory. Co za szokiem musiało być dla niej stwierdzenie, że wyglądałyśmy dokładnie jak ona a niektóre z nas były nawet bardzo ładne. Kiedy zbliżyłyśmy się do fabryki, zeszliśmy z ulicy na brukowany dziedziniec, za którym rozciągały się długie nowoczesne budowle. Nad wejściem dużymi złotymi literami było napisane „Kramsta-Meschmer & Frahne AG” a pod spodem „Weberei” (Tkalnia){…}. Pani Kügler poprowadziła nas wzdłuż fabryki. Przy końcu długiego głównego budynku zatrzymaliśmy się. Przed nami otwarła się wysoka brama zwieńczona drutem kolczastym, weszłyśmy na kolejny dziedziniec, który leżał na końcu terenu fabryki. Z jednej strony wysokiego płotu z drutu kolczastego rozciągały się piękne ogrody, które sięgały do zalesionych wzgórz. Tam na zboczu stała biała okazała willa dyrektora.{…} Miejsce zakwaterowania było połączone z fabryką dziedzińcem ogrodzonym płotem. Nasze pomieszczenie było ok. 15 na 12 m. W pobliżu wejścia stało wiele długich stołów i ławek. Większą część pomieszczenia głównego zajmowały 3-piętrowe prycze, na których leżały czyste szare koce, poduszki wypełnione słomą i surowy ręcznik. Na końcu pomieszczenia znajdowały się za ścianką działową kuchnia i po prawej stronie umywalnia z długimi korytami z kranami, trzema prysznicami i trzema toaletami. {…}Dostałyśmy gorącą zupę w nowych miskach i spory kawałek świeżo upieczonego chleba. Ciepła woda w prysznicach była tylko raz w tygodniu. Na hali było ok. 25 krosien. naszym mistrzem był Zimmer. Praca trwała od 7 rano do 18 wieczorem. Po tygodniu przeszkolenia rozpoczęła się normalna praca w fabryce. Stopniowo wzrastała ilość obsługiwanych krosien, do czterech przez jedną robotnicę. Nawet specjaliści, którzy całe życie spędzili przy krosnach nie obsługiwali nigdy więcej niż 3 krosien. Praca była mordercza, ciągłe bieganie od maszyny do maszyny, ciągłe nadwyrężanie wzroku, ponadto jeszcze po godzinach od zakończenia pracy robotnice były ogłuszone hałasem maszyn. Na krosnach był kiepski materiał, jak papier, co chwilę się rwał. Na początku czerwca 1943 r. zaczęto budowę nowego baraku, miało przybyć kolejnych 50 dziewcząt. W sierpniu 1943 dziewczęta podzielono na 3 grupy, musiały opuścić Bolkenhain. Przez obóz bolkowski przeszło 98 dziewcząt. Trafiły do filii zakładów Kramsta do Marciszowa i Kamiennej Góry. Zakład w Bolkenhain był przygotowywany do zmiany produkcji na zakład produkcji zbrojeniowej przeniesiony z Hamburga. Miały być tam podobno produkowane części do tajnej broni V.
Tłumaczenie z j. niemieckiego M.Janas